czwartek, 30 czerwca 2011

Rowerowe ostatki

Ostatni dzień w Verbier spędziliśmy na rowerach. Całą noc padało, a dzisiaj było lekko pochmurnie, mgliście i zimnawo. Zaczęło się niewinnie, od lekko stromych podjazdów...


Po 26% nachylenia. Kawałek dalej, trzeba było nieść rower na plecach.


Kiedy dotarliśmy na wypłaszczenie, ja ubzdurałem sobie, że chmury które były wypychane przez masywy ciepłego powietrza do góry, muszą się zaraz skończyć i zrobi się ciepło. Swoją teorię nazwałem "zanikającym frontem atmosferycznym", który za chwilę sprawi, że ogrzeje nas słońce. Godzinę po wygłoszeniu swojej teorii, dzwoniąc zębami zabraliśmy się w drogę powrotną. Zazdrościliśmy ludziom z kolejek linowych ich ciepłych kapsułek.


Po powrocie do naszego domku, zaczęliśmy snuć plany powrotne. Wczorajsze załamanie pogody zwiastowało deszcze nad Europą. Planowanie ucieczki przed chmurami zostało rozpoczęte! Spędziliśmy długie godziny przygotowując zarys trasy przez środek Alp. Następnego dnia czekała nas długa droga powrotna. Z żalem spakowaliśmy motocykle i rowery, czując, że to ostatnie chwile naszej krótkiej wyprawy.

Brak komentarzy: