poniedziałek, 27 czerwca 2011

Motocyklowa mekka i trochę inna Szwajcaria

Pierwszą połowę dzisiejszego dnia spędziliśmy na rowerach. Podziwialiśmy pola golfowe położone na 1500 m n.p.m, piękne chatki Szwajcarów i ich super zieloną trawę. Wszystko było tak idylliczne, sterylne i... puste. Ewidentny brak młodych ludzi i pięknych kobiet na ulicach zdewastował moje wyobrażenie o tym kraju. Czułem się osaczony przez niezliczone rzesze emerytów pojękujących przy kolejnej próbie podniesienia piłeczki golfowej. Nawet widok rzędu luksusowych, błyszczących w pełnym słońcu kabrioletów nie poprawiał mi humoru. Brakowało tu klimatu jakiego doświadczyliśmy we Włoszech. Tętniące życiem miasta, ludzie naginający przepisy z uśmiechem na twarzy, głośne i emocjonalne powitania znajomych na lunchu. Włochy zawróciły mi w głowie. Tu natomiast wszystko było mdłe. Tęskniłem za lekkim nieładem i emocjami, które sprawiały, że każda chwila spędzona w Italii była wyjątkowa, a życie wydawało się bardziej kolorowe.

Gdy wróciliśmy, słońce świeciło jeszcze wysoko. Postanowiliśmy dać Szwajcarii drugą szansę, tym razem mieliśmy podziwiać widoki zza szybki kasku motocyklowego. Kierowaliśmy się w stronę Włoch ;) Cel: wielka przełęcz Świętego Bernarda. Droga szybko zaczęła się wić, zobaczcie sami.


Jako mało dziecko marzyłem o tym aby zostać bobrem. Moja słabość do tam została mi do dzisiaj. Tutaj mieliśmy obowiązkowy przystanek ;)


Droga na wielką przełęcz Świętego Bernarda stała się dla nas mekką tego wyjazdu. Zakręty były po prostu idealne a ruch bliski zeru.


Po raz pierwszy tego lata mieliśmy okazję porzucać się śnieżkami :)


Po wdrapaniu się na przełęcz obowiązkowe zdjęcie z tablicą i zakup naklejek na kufry (odpadły później w deszczu ;)


Kolejna przełęcz zdobyta. Chwila dla fotoreporterów i za chwilę będziemy rozkoszować się krętą drogą w dół po Włoskiej stronie.


Podobno jak jest tutaj sroga zima, to schronisko widoczne za moimi plecami jest zasypane po drugie piętro... ciężko było to sobie wyobrazić.


Widoki rozpraszały tak bardzo, że postanowiliśmy jechać powoli podziwiając okolice. Rezultat poniżej ;)




Powrót na górę okazał się ekspresowy. Było na krawędzi, dosłownie i w przenośni ;)


Dzień zakończyliśmy do wieczora szlifując swoje umiejętności na trasie przełęczy. Skończyliśmy kiedy zrobiło się już naprawdę ciemno i niebezpiecznie ;)

Brak komentarzy: