Nasza "zapoznawcza" trasa miała być "lajtowa", co mnie bardzo ucieszyło. Zmęczony alpejskimi przełęczami liczyłem na trochę odetchnięcia. Znaczenie słowa "lajtowa" padającego z ust naszego prowadzącego Ampiego, poznałem kilkanaście godzin później, leżąc na parkingu salonu samochodowego Kia. 10 km dalej i 800 metrów poniżej naszego noclegu ;) Siły wystarczyło mi tylko na gapienie się w niebo.
Wróciliśmy przetransportowani przez busa, po raz pierwszy w życiu wracając "na tarczy" z "lajtowej" wycieczki rowerowej :) Zmęczenie rekompensowały widoki, z resztą, popatrzcie sami.
W dole po lewo nasza noclegownia - Verbier. Salon Kia, bardziej w dole po prawo ;)
Pijalnia wód źródlanych.
Zdobywcy. Jak łatwo zauważyć pozostałe 8 osób jest już gdzieś dużo dalej i wyżej ;)
Żółwi marsz pod górę.
Finał tej podróży już znacie. Mimo skrajnego wyczerpania wspaniale wspominam pierwszy dzień na rowerze w Verbier. Obrazki takie jak ten poniżej zdecydowanie zwyciężają zmęczenie jakiego doświadczyliśmy. Wspomnienia jakie zostają wyryte w pamięci zdecydowanie warte są "łez i potu" jakiego doświadczyliśmy na szlakach w okolicy Verbier.
PS. Oczywiście nie odbyło się bez ścigania i filmowania... zobaczcie sami ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz